„To na czym nam tak naprawdę zależy, to jakość w winach wytwarzanych przez nas” – wywiad z Sylwią i Leopoldem z Winnicy Skarpa Dobrska cz. II.

Zapraszamy do przeczytania drugiej części wywiadu. Link do pierwszej odsłony rozmowy znajdziecie tutaj.

Mówiliście o Morawach, inspirujecie się tym regionem?

S.H.: Tak, ja uwielbiam Morawy, to obecnie mój ulubiony region winiarski. Jestem też fanką białych win.

L.B.: Byliśmy na kilku wyjazdach z Lechem Małyszem i od razu zakochaliśmy się nie tylko w winach, ale także w ludziach, którzy są bardzo otwarci. Winiarze bardzo chętnie dzielą się swoim doświadczeniem, bagażem doświadczeń, błędami, ale i dobrymi nawykami, które sobie wypracowali przez lata. To jest coś, co byśmy sami szybko nie nadgonili, a dzięki ich uprzejmości wiele się dowiedzieliśmy.

S.H.: Z takich ciekawostek, to mówi się, że nie zagląda się i nie puka się pod żadnym pozorem w beczki wina w piwnicy – to bardzo niegrzeczne. Winiarze porównują to do grzebania po szufladach u kogoś w domu. Morawscy winiarze byli na tyle uprzejmi, że pozwalali nam nawet na to.

Osiągnęliście duży sukces już w roku debiutu, Wasze wina są w wielu sklepach specjalistycznych, restauracjach. Jak się z tym czujecie?

L.B.: Dla nas sukcesem jest to, że wina są w sprzedaży, że zostały generalnie dobrze przyjęte. Cieszymy się, że wina są w takich miejscach, które gwarantują, że osoby, które je oferują rozumieją, dlaczego nasze wina są właśnie takie, dlaczego nazywają się np. Anemone czy Adonis, kto je robił, że przekazują tę wiedzę dalej. Zależało nam, żeby stworzyć relacje partnerskie z miejscami, gdzie nasze wina się znajdują. Udało nam się znaleźć właśnie takie miejsca. Czujemy, że jest tam cząstka nas.

S.H.: My jesteśmy rodziną świrów–perfekcjonistów. Jeśli coś robimy to staramy się angażować na 100%. Dla przykładu, nie jesteśmy pewni, czy w ogóle wyjdzie na rynek rocznik 2017 ze względu na bardzo złe warunki atmosferyczne, które wtedy panowały. Nie chcemy wypuścić czegoś, co nie będzie nas zadowalało. Charakter rodziców jest tutaj bardzo ważny. Mama zawsze schodzi z pola ostatnia, kiedy jest pewna, że robota została dobrze wykonana. Podczas cięcia zimowego, kiedy trzeba zdecydować, którą łozę puścić, żeby owocowała w sezonie, tata potrafi przez 5 minut stać przy jednej winorośli i się zastanawiać: ta będzie lepsza, czy może jednak ta (śmiech).

L.B.: Ja zawsze przy takiej okazji opowiadam jak Sylwii tata pilnował pierwszego wina w nocy. Potrafił zadzwonić o 1-2 w nocy, zagadując: „Halo, pogadajmy, bo boje się, że temperatura gwałtownie podskoczy, a nie chcę zasnąć” (śmiech). Kosztowało to całą rodzinę dużo energii, cieszymy się, że ta praca dała jakiś wymierny efekt. O prawdziwym sukcesie będzie można mówić dopiero za parę lat, jak uda się utrzymać ciągłość. Teraz każde nasze potknięcie będzie o wiele bardziej bolesne niż gdybyśmy startowali z niższego pułapu.

Chciałem zapytać, czy się nie baliście na początków, ale teraz widzę, że należałoby zapytać: czy się nie boicie sukcesu?

S.H.: Wydaje mi się, że się baliśmy bardzo na początku. Były wątpliwości, czy nasza wiedza nt. uprawy winorośli, produkcji wina i wiedza o samym winie będą wystarczające, czy np. nie pominęliśmy jakiegoś istotnego elementu. Bądź co bądź, nasze doświadczenie w praktyce było nadal zerowe.

L.B.: Mieliśmy ten komfort, że od nasadzenia do produkcji wina mija kilka lat. Mieliśmy czas, żeby pojechać np. na Morawy czy do Austrii i zobaczyć, jak tam się robi wino, jak się zarządza winnicą, co się robi dalej z tym winem i w jaki sposób.

S.H.: Moja mama pochodzi z rolniczej rodziny, więc wiedziała coś na temat uprawy, natomiast nie była to wiedza specjalistyczna np. w zakresie oprysków czy pielęgnacji winorośli.

To był skok na głęboką wodę, ale po kolei się uczyliśmy, najpierw jak winorośl posadzić, jak nawozić, jak obrabiać pole, jak zrobić wino, jak smakuje dobre wino. Po 4 latach jesteśmy w miejscu, w którym jesteśmy i mamy za sobą kawał mega przygody.

L.B.: Z perspektywy czasu myślę, że to była szalona decyzja, ale może taka miała być? Wino nie znosi nudy, być może pewna doza ekscentryzmu, odwagi, rzucenia się na głęboką wodę była potrzebna, żeby być może, jakąś nową cząstkę wnieść w świat polskiego wina. Nie ustrzegliśmy się błędów, ale uczymy się na nich.

Jaka jest Wasza największa dotychczasowa porażka?

S.H.: Nie pomyśleliśmy o tym, żeby zakupić na winnicę specjalne świece, które momogłyby nas uchronić przed wiosennymi przymrozkami.  W zeszłym roku straciliśmy ok. 80 % plonów przez pogodę, nawet nie podjęliśmy walki. Z drugiej strony nie wiadomo, czy byłoby to coś, co by pomogło. Sąsiedzi stosowali różne zabiegi, bez większego sukcesu. Może nie traktujemy tego w kategorii porażki – tylko nauczki.

A w takim razie jaki jest Wasz największy dotychczasowy sukces?

L.B.: Cieszymy się, że jesteśmy w wielu świetnych miejscach jak Kieliszki, Dwa przez cztery, Bez gwiazdek, alewino, Wodna Wieża, darwina.pl i wiele innych. Miejscach, które regularnie zdobywają wyróżnienia branżowe. Od początku bardzo ważne było dla nas, aby ulokować wina w takich miejscach, gdzie na zasadzie partnerskiej znajdą się one w bardzo dobrym kontekście kulinarnym, „klimatycznym” miejscu lub będą serwowane przez charyzmatyczne osoby, które zarażają miłością do wina.

S.H.: Poldek skupił się na miejscach, ja powiem o ludziach. Spotkaliśmy niesamowitych ludzi, pośród sommelierów i blogerów można znaleźć mnóstwo winiarskich freaków. Otworzyli nam oczy na nowe połączenia i smaki, nie raz nas inspirują do kolejnych działań. Dzięki nim czujemy, że nie stoimy w miejscu, a to dla nas bardzo ważne w kontekście pojmowania sukcesu.

Czy chcielibyście coś zmienić w przyszłym roku? Czy jest coś takiego, co po dotychczasowych doświadczeniach chcielibyście skorygować?

S.H.: Przede wszystkim chcielibyśmy nieco bardziej skupić się na białych odmianach. Ostatnio słyszeliśmy opinię od austriackich winiarzy, że w Polsce jest bardzo duży potencjał na produkcję wina, ale wina białego. Mamy tę przewagę, że u nas jest duża różnica temperatur między dniem a nocą. Według nich, żeby białe wino pokazało swój pełny potencjał, aromat i smak, potrzeba chłodnych nocy, dużych amplitud temperatur.

L.B.: W tym roku dużo czasu poświęciliśmy na działanie w Warszawie, żeby pokazywać się z winem, budować markę. Być może z mojej strony odbyło się to kosztem obecności na winnicy, dlatego chciałbym spędzać tam więcej czasu w przyszłym sezonie. Cały potencja wina powstaje na polu, a w winiarni i na późniejszych etapach naszym zadaniem jest tego nie zepsuć.

Jaki macie marzenia na przyszłość związane z winnicą?

L.B.: Regularnie z roku na rok robić coraz lepsze wina. Prywatnie marzy mi się zrobienie pierwszego wina musującego metodą tradycyjną ze Skarpy Dobrskiej, np. z Rieslinga. Upatrujemy tutaj szansę, nawet chcieliśmy spróbować w tym roku, ale pogoda (która zwykle wie co robi) pokrzyżowała nam plany (śmiech).

S.H.: Drugim marzeniem jest zrobienie wina słodkiego z późnego zbioru. Mieliśmy plany na ten rok, ale nie wyszło z tych samych powodów co musiak.

L.B.: W 2016 mieliśmy pleśń szlachetną na Pinot Gris, ale zrobiliśmy z tego wino wytrawne. Widzimy tutaj szansę na przyszłe lata – winnicę mamy położoną bardzo blisko Wisły, jest więc szansa na botrytisa [szlachetną pleśń, dzięki której możliwa jest produkcja wysokojakościowego wina słodkiego] w kolejnych latach.

Innym marzeniem byłoby stworzenie jakiejś nieformalnej grupy z innymi winnicami, w której swobodnie moglibyśmy się wymieniać doświadczeniami, inspiracjami, itp. Wydaje mi się, że wszyscy mogliby na tym skorzystać.

Reklama

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s

Stwórz darmową stronę albo bloga na WordPress.com. Autor motywu: Anders Noren.

Up ↑

%d blogerów lubi to: