2017 rok przyniósł wszystkim wielbicielom polskiego wina wiele wspaniałych debiutów. Jednym z nich było pojawienie się na rynku Winnicy Skarpa Dobrska z okolic Kazimierza Dolnego. Sylwia Herbsztajn oraz Leopold Będkowski zgodzili się poświęcić chwilę na spotkanie z nami. A ponieważ rozmawiało nam się bardzo przyjemnie, ta chwila nieco się przedłużyła i powstał prawdziwy wywiad-rzeka 🙂
Gorąco zapraszamy do przeczytania pierwszej części wywiadu z Sylwią i Leopoldem.
Opowiedzcie proszę o winnicy Skarpa Dobrska
S.H.: Winnica znajduję się niedaleko Kazimierza Dolnego, właśnie na Skarpie Dobrskiej i zajmuję powierzchnię ok. 1 ha. Pierwsze nasadzenia robiliśmy w 2014 roku, ale już działamy w kierunku nowych. Chcielibyśmy powiększyć areał maksymalnie do powierzchni 3 ha, tak żebyśmy sami mogli uczestniczyć we wszystkich pracach na winnicy, żeby to było „nasze”. Wiadomo jednak, że w praktyce ze względu na odległość, potrzebujemy pomocy na miejscu. Przy bieżących pracach na polu pomaga nam Adam Stręczywilk, który posiada ogromną wiedzę praktyczną.
Jeśli chodzi o szczepy to z winorośli szlachetnych mamy: Pinot Gris, Rieslinga, Zweigelta oraz Gewurztraminera natomiast z hybryd Johannitera oraz Regenta. Ze wszystkich szczepów pojawiło się już wino, niemniej Gewurztraminer był dosadzony nieco później i w przyszłym roku powinno być już pierwsze wino z tego szczepu.
L.B.: Gewurztraminer był trochę pechową odmianą dla nas, strasznie podgryzały go zające. Dodatkowo on rośnie na części winnicy, gdzie jest największa zawartość wapienia, co w praktyce jest sporym wyzwaniem. Tegoroczna pogoda także mu nie pomogła – krótko mówiąc, ta odmiana nie miała u nas lekko.
To na czym nam tak naprawę zależy, to jakość w winach wytwarzanych przez nas. Nie zależy nam na niebotycznych ilościach butelek – chcemy wiedzieć co dajemy ludziom, żeby to było autentyczne. Jeżeli opowiadamy o winach, np. na degustacjach komentowanych, to chcemy, żeby to co mówimy było prawdziwe, żeby od pola, przez winiarnię, po butelkowanie i stronę marketingowo–promocyjną nasza wiedza, którą się dzielimy była prawdziwa i faktycznie wychodziła od nas.
S.H.: Nie chcemy, żeby to wyglądało tak, że mieszkamy na co dzień w Warszawie, jacyś obcy ludzie zajmują się winnicą, a my nawet nie wiemy co się tam dzieje.
Winnica znajduje się w okolicach Kazimierza Dolnego, a gdzie macie winiarnię?
S.H.: Winiarnia jest w Matyldowie k. Rawy Mazowieckiej, tam gdzie mieszkamy. Wydawać by się mogło, że to daleko, bo ok. 180 km dzieli winnicę i winiarnię, dojazd zajmuje nam ok. 2,5 godziny. Ale nie mamy z tym problemu, na razie nie odczuwamy zmęczenia związanego z dojazdami. Zresztą, ja pracując na winnicy – aktywnie odpoczywam.
L.B.: To tak jak z korkami w Warszawie – można się przyzwyczaić i w którymś momencie powiedzieć: „ufff, dzisiaj tylko 40 minut”. Z tej perspektywy dojazd nie jest tak męczący jak mogłoby się wydawać.
S.H.: Przy produkcji wina odległość też nie jest problemem, którego nie dałoby się przeskoczyć. Na miejscu wyciskamy sok z białych winogron i przewozimy go do Rawy Mazowieckiej. Sok jest bez skórek, aby zachować jego maksymalną świeżość i lekkość. Jeżeli chodzi o grona czerwone to przewozimy owoce w całości i wyciskamy już w Rawie.
L.B.: Jest to swojego rodzaju przedsięwzięcie logistyczne. Jeżeli mamy sok, to wszystko musi być szczelnie, hermetycznie zabezpieczone, żeby gdzieś po drodze w Radomiu nie zaczęło nam fermentować (śmiech). Jeżeli chodzi o czerwień, mamy specjalne skrzynki, żeby owoce nie były ściśnięte i nie puściły soku przez własny ciężar. Ważne jest by sok i owoce przewożone były w możliwie niskiej temperaturze. Z tym jak na razie nie było problemu, bo temperatury pod koniec października podczas zbiorów nie przekraczały 5 stopni. Póki co, przy takim areale tak to chcemy robić. Słyszeliśmy od wielu winiarzy, że tak się nie da, że kiedyś trzeba będzie przeprowadzić się na miejsce. Jednak póki co o tym nie myślimy, a co los dalej da to zobaczymy.
Zdjęcia: Winnica Skarpa Dobrska
Na jakiej powierzchni teraz dosadzacie winorośl?
S.H. W tym roku powiększamy areał o ok. 1/3 powierzchni. Dosadzamy Rieslinga, odrobinę Regenta oraz jedną odmianę, która będzie niespodzianką – chyba nikt w Polsce nie produkuje wina z tego szczepu. Na razie to tajemnica. Ale bądźcie czujni – jeśli wszystko się powiedzie to będziemy o tym mówić najwcześniej za 3 lata.
L.B.: Mówimy o tym, dlatego że pierwszy rok z nowym szczepem zawsze jest rozruchowy. Jeżeli sadzimy odmianę, to sadzimy kilka klonów. Nie wiadomo co przyniesie przyszłość w perspektywie 10, 20 lat, które klony danego szczepu będą sobie lepiej radziły w naszej lokalizacji. Jeżeli postawilibyśmy na jeden klon i on by nie przetrwał, to tracimy całą odmianę. Patrzymy co się przyjmuje, które klony, a potem dosadzamy dalej te konkretne. Niestety czasem riesling rieslingowi nie jest równy.
S.H.: Słyszeliśmy o takiej praktyce wśród początkujących winiarzy, polegającej na tym, że kopiowali to co robią inni w okolicy – jak sąsiadowi wyszedł np. Johanniter, to też sadzili na całym polu, a potem okazywało się, że jednak nie udawało się powtórzyć sukcesu sąsiada. O ile takie podejście jest bardzo kuszące, to jednak mikroklimat każdej winnicy jest tutaj kluczowy.
L.B.: Dlatego nie wychodzimy w przyszłość za daleko, staramy się stąpać ostrożnie i planujemy najbliższe kroki bardzo świadomie.
Co powiedzieli sąsiedzi i okoliczni mieszkańcy jak zobaczyli, że sadzicie winorośl? Nie byli zaskoczeni?
S.H.: To nie była nowość. W naszej okolicy jest już sporo winnic, a sami w bezpośrednim sąsiedztwie mamy jedną, która istnieje dosyć długo – Winnica Małe Dobre. Wszystkie te winnice zrzesza Stowarzyszenie Winiarzy Małopolskiego Przełomu Wisły. Winnice te, rozwijają się dosyć prężnie, a nowych winnic ciągle przybywa. Obecnie zarejestrowanych w stowarzyszeniu jest ponad 30 winnic, z czego ponad 13 legalnie może sprzedawać wina.
L.B: Można więc powiedzieć, że dla okolicznych mieszkańców nie jest to nic nowego. Co więcej, mieszkańcy trudnią się przy pracach w okolicznych winnicach, my także korzystamy z ich doświadczeń.
Czy spotkaliście młodszych winiarzy od Was?
L.B.: Pewnie, że udało nam się spotkać naszych rówieśników – choćby Michała Pajdosza z Winnicy Jakubów. Niemniej nie było ich zbyt wielu. Ale chyba ciekawsze jest to, że o ile rówieśników w sensie wieku nie spotkaliśmy zbyt wielu to jednak wielu winiarzy duchem nadal ma 21 lat (śmiech).
S.H.: Trzeba też podkreślić, że oczywiście nie tylko we dwójkę pracujemy na winnicy i produkujemy wino w ramach Skarpy Dobrskiej. Mama króluje na winnicy, a osobą decydującą w winiarni jest mój tata – my jedynie dokładamy się wiedzą, pracą, degustujemy nastawy i gotowe wino.
L.B.: Zostałem raz nawet nazwany żartobliwie „kontrolerem jakości” (śmiech). Staramy się zdjąć z taty Sylwii taki ciężar totalnej odpowiedzialności. Jednak każda decyzja w zakresie produkcji wina zawsze jednak należy do niego, my dodajemy takie elementy jak strona internetowa czy etykieta. Chociaż oczywiście staramy się rozwijać w tym kierunku i analizować, czy jak tata popełnia błędy – to jakie, a jak osiąga sukcesy – dlaczego.
To jednak Wy dajecie twarz temu co robicie wspólnie, jesteście na degustacjach komentowanych, na wydarzeniach winiarskich.
S.H.: Kiedyś Zbyszek z darwina.pl słusznie zauważył, że moi rodzice są jak Daft Punk – wszyscy o nich słyszeli, ale nikt nie widział (śmiech). Im to odpowiada.
L.B.: Wracamy tutaj też do kwestii autentyzmu. Jeśli mamy mówić o naszych winach, to faktycznie musimy wiedzieć o nich wszystko. Prawda jest taka, że jesteśmy przy każdym etapie tworzenia wina i na polu, i w winnicy i nie wyobrażamy sobie, żeby mogło być inaczej.
Czy przed winnicą mieliście jakieś doświadczenie związane z uprawą winorośli?
S.H.: Jeżeli nie liczyć winogron, które rosną przy stodole u mojej babci i winogron u Poldka na altance, to nie (śmiech).
L.B.: Chociaż odkąd poznałem Sylwie, to zawsze była gdzieś w ogródku, blisko ziół, kwiatów.
No właśnie, opowiedzcie o nazewnictwie poszczególnych win.
S.H: Jeżdżąc na winnice zobaczyliśmy rośliny, które występują tylko w rezerwacie, na miejscu, są też pod ochroną, więc czemu nie zaczerpnąć z tego inspiracji. Nazwy zarówno polskie jak i łacińskie były bardzo inspirujące. Stąd też na etykiecie znajdziemy Anemone, Daphne, Aquilegię, Hederę i Adonisa. Chociaż nierzadko goście podczas degustacji proszą o Aguilerę, zamiast o Aquilegię (śmiech).
Link do II części wywiadu tutaj.
Skomentuj